W kwietniu 2024 roku moja żona Anna wyczuła guzka w lewej piersi. Udała się lekarza POZ, który ją wysłał do onkologa.
Przeprowadzono wycięcie guza stwierdzając, że pewnie nie jest groźny. Niestety po badaniu okazało się, że jest to naciekający nowotwór złośliwy. Szok, płacz i bezsilność. Miałem świadomość, że przerzuty w tym wypadku mogą być nawet do kręgosłupa.
Żona była załamana. Po pewnej nieprzespanej nocy przypomniałem sobie słowa mojej mamy, która opowiedziała mi o cudownej kapliczce św. Rity w Przyworach koło Opola. W tym samym dniu, wieczorem podczas ulewy pojechałem z rodzicami w to miejsce.
Modliliśmy się wszyscy. Kolejnego dnia także odwiedziłem tą kapliczkę o tam właśnie spotkałem Panią Anetę fundatorkę tego miejsca. Opowiedziałem jej wszystko i poprosiłem lokalną wspólnotę o modlitwę. Mijały kolejne dni, żona robiła badania aby móc stawić się na konsylium lekarskie 25. 09.2024 roku. W sercu zamiast bólu czułem spokój, energię, którą poczułem kiedy po raz kolejny odwiedzałem św. Ritę.
Na konsylium okazało się, że moja żona Anna jest zdrowa, żadnych przerzutów. Cud. Lekarze byli mocno zdziwieni. Jedynie postanowiono usunąć dla pewności węzeł chłonny wartowniczy oraz wyciąć większy obszar w operowanej piersi. Zabieg prewencyjny. Dziękuję św. Ricie bo wiem, że to za jej sprawą dokonał się cud.